Wyobraź sobie, że budzisz się rano, świadomie nie otwierasz jeszcze oczu, żeby zapamiętać sen, który ciagle jeszcze wyświetla Ci się pod powiekami. Zapisujesz go w pamięci i dopiero otwierasz oczy i powoli wstajesz.
Spokojnie wkładasz ciapy, zarzucasz szlafrok i wolno idziesz do łazienki, by tam przepłukać usta i obmyć twarz chłodną wodą. Słyszysz plusk wody po odkręceniu kranu, czujesz strumień przelewający się przez palce, czujesz chłód wody na policzkach. Spoglądasz na siebie w lustro i uśmiechasz się: „dzień dobry”. Jesteś.
Jesteś obecna i świadoma. Jesteś obecny i świadomy. Twoje myśli nie lecą do przodu, serce nie zaczyna szybciej kołatać na myśl o nadchodzącym deadline w pracy, nie czujesz paniki z podwody natłoku zdarzeń i obowiązków, które Cię dziś czekają. Czujesz za to jak pluszowe kapcie przyjemnie leżą na Twoich stopach, czujesz zapach śniadania, które być może ktoś już zaczął przygotowywać, widzisz wschód słońca nad horyzontem spoglądając w okno.
Wiem, że to może brzmi wręcz nierealnie, zbyt idyllicznie, wręcz utopijnie. Że w „normalnym” życiu nie ma szansy na takie zanurzenie się w chwili. Ale czy faktycznie tak jest? Czy po prostu nie pozwalamy sobie na to, by było inaczej? Gonimy za czymś i czasem to już sami nie wiemy, o co w tym wszystkim chodzi.
Pisałam ostatnio o „zasadzie jednego razu” w kontekście regularnego biegania. Zasadzie, która nas motywuje, by nie odpuszczać. Ale ta zasada ma zastosowanie w każdej dziedzinie życia. Dziś przekuwam ją na „zasadę jednego dnia”.
W historii ludzkości jest wiele przypadków, gdzie ludzie dokonali niesamowitych rzeczy (przeszli przez góry, wytrzymali więzienie itp.) powtarzając sobie: „wytrzymam tylko ten jeden dzień”. Oczywiście w tych przypadkach chodziło o kwestię przerwania.
A gdyby tak zastosować ją w wymiarze pozytywnym?
„Zasada jednego dnia”
Skupiam się na tym jednym dniu, by przeżyć go jak najlepiej. On się liczy, a nie to co będzie jutro, czy za tydzień. Skupiając się tylko na jednym dniu czuję jakby spadał ze mnie ogromny ciężar jakiejś presji, że muszę jeszcze złote góry poprzenosić! Jeden dzień jest prostszy, lżejszy, trochę jakby lekkoduszny.
A teraz wyobraź sobie, że w czasie tego dnia skupiasz się na teraźniejszości. Jesteś w „teraz”.
Jest w tym coś magicznego, co przeżyłam na własnej skórze. Gdy zwracam uwagę na teraźniejszość to tej teraźniejszości robi się jakby więcej. Pojawia się jakaś pustka, którą mogę zapełnić, czas się jakby rozciąga i mam go więcej. Mogę więcej zrobić.
I nagle tego jednego dnia też jest więcej. Mogę zapełnić ten czas uważnymi zajęciami, obowiązkami, które świadomie wykonuję skupiając się na nich i moje życie robi się zapełnione po brzegi, już nie puste, tylko wypełnione. Robię więcej, lepiej i spokojniej. I czuję jakbym pływała w obfitości życia.
Nie zawsze mi się to udaje i sama nad sobą muszę jeszcze pracować, by nie dać się porwać wirowi codzienności. By nie żyć od weekendu do weekendu. Wiem jednak, że jest mi już o tyle lepiej, że ja już wiem. Wiem, że można inaczej. Wiem, że można ten czas rozciągnąć skupiając się autentycznie na „tu i teraz”. Można spokojniej, z mniejszymi nerwami wykonywać najtrudniejsze zadania skupiając się na ich wykonywaniu w „teraz”, a nie pozwalając by energia podążyła za lękiem, że nie zdążę, że się nie uda, że źle mi to pójdzie.
A jak łatwo nas rozproszyć! Jak łatwo wpędzić nas w poczucie braku, które napędza do gonitwy i ciagłego wyczekiwania, kiedy coś nie wydarzy. Wystarczy czasem informacja, że „koleżanka dostała nową pracę z bardzo wysoką pensją” i znów czujesz jakby Ci czegoś brakowało. I pojawia się presja. I znów żyjesz w przyszłości i w planach typu „muszę” i w oczekiwaniu, kiedy to się spełni.
Przypominaj sobie wtedy o tym „jednym dniu”. Skup się na nim. Skup się na swojej teraźniejszości. Na „teraz”. Nie trać energii na niepokój i tęsknotę związaną z przyszłością. Nie przeszkadzaj sobie w doświadczaniu chwili. Nie pozwól, by ten moment został przegapiony, czy zmarnowany. Bo nad tą obecną chwilą masz kontrolę. Skorzystaj z tego i ciesz się życiem.