Żeby zacząć biegać faktycznie trzeba na początku mieć jakiś impuls. Coś co sprawia, że chcemy w ogóle spróbować to robić.
- Możemy się zainspirować przyjaciółką, kolegą z pracy, a może kimś sławnym, kto zaczął biegać i z pasją opowiada, jak świetnie się z tym czuje i ile korzyści z tego czerpie.
- Czasami jest chęć zmiany stylu życia na bardziej zdrowy, bardziej aktywny, bardziej fit.
- Czasem jest to chęć rozruszania się, zadbania o kondycję, czy zrzucenie paru kilogramów.
- Czasem jest to chęć zadbania o sobie, o swoje zdrowie i urodę.
I jak to zazwyczaj bywa z takimi rzeczami, na których nam na początku bardzo zależy – zaczynamy z przytupem. Jesteśmy pełni zapału i energii do działania. Jesteśmy bardzo zmotywowani, by wyjść zacząć biegać i stać się biegaczką, czy biegaczem.
A potem przychodzą treningi. Na początku nawet 3-4 razy w tygodniu, bo mamy zapał i chęć. Potem okazuje się, że to jednak męczące i nie aż tak przyjemnie (przynajmniej na początku) jak sobie wyobrażaliśmy.
Potem zaczyna nam przeszkadzać np. pogoda, szukamy wymówek typu „dziś to jestem zmęczona, pójdę jutro” lub „miałem taki ciężki dzień w pracy, zasłużyłem na poleżenie na kanapie„. Nie mamy już ochoty zerwać się wcześniej rano, by pójść pobiegać przed pracą. Początkowy zapał mija i poziom motywacji drastycznie spada. Robimy coraz dłuższe przerwy międz treningami, by zdać sobie sprawę za jakiś czas, ze już od miesiąca, dwóch, czy jeszcze dłużej nie poszło się pobiegać.
Takie spadki motywacji i zapału są normalne dla każdego długofalowego projektu. Każdy wie, że jak zaczynamy coś nowego to na początku towarzyszy nam entuzjazm, ale jeśli potem okazuje się, że jest to wiele miesięcy żmudnej pracy to z czasem ten entuzjazm maleje. I nie ważne czy mówimy o zmianach w stylu życia, czy projektach realizowanych w pracy.
Jak się zatem motywować do tego by biegać, kiedy już nam się naprawdę nie chce?
Najlepiej uczynić z tego nawyk. Coś nad czym nie będziesz się specjalnie zastanawiać i do czego tak naprawdę motywacja wcale nie jest potrzebna. Są rzeczy, które wiadomo, że trzeba zrobić i się nad nimi nie zastanawiamy. Nawet jeśli ich specjalnie nie lubimy.
Ja wplotłam bieganie w moją poranną rutynę. Wstaję, wypijam 4 szklanki i jeszcze przed śniadaniem, prysznicem i pracą idę na jogging. Nie oznacza to, że biegam tylko rano, ale tak zdarza się najczęściej i to właśnie te poranne przebieżki utrzymują mnie w najlepszej formie i kształtują mój charakter. Nigdy mi nie zależało na tym, by inni uważali mnie za biegaczkę, nigdy nie miałam wielkiego ciśnienia na wyniki, czy na udział zawodach, ale po prostu chciałam być osobą biegającą. Podobała mi się sama idea życia, w którym bieganie jest obecne i to było moim impulsem do tego żeby zacząć.
Bo bieganie to po prostu styl życia. Dzięki temu, że prawie codziennie wychodzę na 40-45 minutowe przebieżki każdego ranka stały się one dla mnie czymś oczywistym. Nie oznacza to, że codziennie wstaję w podskokach i z radością wychodzę z domu, bo czasem faktycznie mi się nie chce, ale już się nad tym specjalnie nie zastanawiam. To jest rutyna, pewnik, coś co się po prostu robi. A nagrodą za to jest za każdym razem satysfakcja.
Każdy kto biegał wie jakie to uczucie być już po treningu. Nie ma żadnej przesady w opowieściach o „euforii biegacza” i endorfinach, które się uwalniają po bieganiu. Warto o tym pamiętać. O tej satysfakcji i radości ze zrobionego treningu.
Może tak więc być, że to właśnie to uczucie „po” jest najlepszym motywatorem do tego, by pójść pobiegać.
Że to właśnie satysfakcja zdecydowanie bardziej nakręca nas do działania niż motywacja.
Fakt, że biegam regularnie po kilka kilometrów dziennie utrzymuje mnie w dobrej kondycji, dzięki czemu w weekendy, czy inne dni wolne mogę sobie pozwolić na dłuższe wycieczki biegowe. A z kolei perspektywa poznawania nowych terenów, odwiedzania fajnych, dalszych okolic, aktywnego spędzenia w ruchu kilku godzin w dzikim terenie to kolejny motywator do tego, by systematycznie dbać o swoja formę. Przygoda tylko czeka, by ją sobie samemu zafundować!
Wiem, że mimo wszystko nie zawsze się chce i nie o to chodzi aby się w tym wszystkim spinać. „Ciesz się bieganiem” to moje hasło, które towarzyszy mi od początku mojej biegowej historii. I nawet jeśli czasem zupełnie nie miałam ochoty na bieganie, a jednak wyszłam na trening, bo sobie samej to zwyczajnie obiecałam – nigdy tego nie żałowałam.
Skorzystaj zatem z tej początkowej motywacji i sama, czy sam ze sobą się umów na ile to jest dla Ciebie ważne. Spróbuj wpleść bieganie w swoje codzienne rytuały, w swój harmonogram w taki sposób, by najlepiej pasowało to do Ciebie i Twojego stylu życia. Traktuj poważnie to co sama, czy sam sobie postanawiasz, nawet jeśli nikt inny niczego od Ciebie w tym względzie nie oczekuje.
I pamiętaj, że raczej nie pożałujesz tego, że trening się odbył. Niech myśl o tej radości i satysfakcji będzie Twoją siłą napędową do tego, by się ruszyć. Nie szukaj motywacji wkoło siebie, bo ona już jest w Tobie. Musisz tylko pójść i pobiegać i poczuć to coś. I już będziesz wiedzieć, że to jest właśnie to do czego warto dążyć.